Casu Marzu,
Ser z żywymi larwami, jaja mrówek, zupa z jaskółczych gniazd, karaluchy - potrawy, których za granicą nie weźmiesz do ust
Coraz mocniejszy jest trend związany z podróżowaniem kulinarnym. Lubimy jeść, cenimy dania dobrze podane, regionalne smaki, lokalne trunki… Nie zawsze bierzemy jednak pod uwagę to, że wśród lokalnych przysmaków mogą znaleźć się takie, których z pewnością nie chcielibyśmy wziąć do ust. Z braku wiedzy, gdy znalazłyby się na talerzu, skosztowalibyśmy ich, ale mając świadomość, co to jest, moglibyśmy skrzywić się z niesmakiem. W których krajach lepiej unikać niektórych pozycji z menu?
– Krzywiąc się na myśl o tym, jakie rzeczy znajdują się wśród przysmaków innych nacji, musimy pamiętać, że kuchnia polska również ma potrawy, które za granicą mogą wywołać poruszenie, a w naszym kraju mają wielu amatorów – chociażby flaki, kiszki, ozorki, tatar czy czernina – mówi Magdalena Fijołek z serwisu eSKY.pl.
Gdzie można znaleźć „oryginalne” potrawy? Zacznijmy od Europy. Casu marzu – to ser produkowany na Sardynii, który znalazł się na liście produktów regionalnych Unii Europejskiej, chociaż przez długi czas jego produkcja była właśnie w Unii nielegalna. Dlaczego? Chodzi o recepturę… Proces produkcji polega na tym, żewłoski ser pecorino pozostawia się na wolnym powietrzu, tak aby muchy złożyły w nim jaja. Wykluwające się tysiące larw żywią się serem, w którym przyszły na świat, a dzięki ich kwasom trawiennym jego tłuszcz ulega rozkładowi. W efekcie ser staje się bardzo delikatny w smaku, jednak nie da się go spożywać inaczej, niż z larwami. Muszą być one żywe, gdyż martwe mogą zaszkodzić amatorom tego dania. Ser ten najlepiej podawać z mocnym, czerwonym winem.
Kawior – to przysmak znany i kojarzony głównie z Rosją, tymczasem można go skosztować także we Francji, z tą jednak różnicą, że jest to kawior z jaj ślimaka afrykańskiego lub ślimaka szarego. Usuwa się z nich wapienną otoczkę, konserwuje się je w soli i rozmarynie i gotowe! 50 g ślimaczego kawioru kosztuje od 300 zł.
Jaja, choć tym razem nazwane nie kawior lecz escamoles – czyli jaja lub larwy dużych, jadowitych mrówek żyjących w Meksyku. Konsystencją przypominają nieco znany Polakom twarożek, a ich smak jest wyjątkowo delikatny i może kojarzyć się z orzechami. Są one dodawane do większości dań w Meksyku, więc jeśli dla kogoś nieprzyjemna jest myśl o spożywaniu mrówczych jajek, powinien zawsze pytać o składniki podawanych mu dań. Plus ze zjedzenia ich jest taki, że zawierają dużo wartości odżywczych.
Natomiast „kawior wschodu” niewiele ma wspólnego z jajkami. Pod tą nazwą kryje się chińska zupa… z jaskółczych gniazd. Przysmak ten produkuje się ze śliny jaskółek, a konkretnie z przeżutych przez ptaki glonów służących im do budowy gniazd. Zdobycie gniazda nie jest proste, ponieważ ptaki budują je w jaskiniach i innych miejscach trudno dostępnych dla człowieka. Stąd wysoka cena dania – od 30 aż do 100 dolarów za miseczkę zupy. Koszt uzależniony jest od tego, z jakiego gniazda została ona przygotowana. A jest ich kilka rodzajów – białe, brązowe, czarne, różny jest też poziom ich zanieczyszczenia. Zasada jest jednak taka, że zupy z najlepszych gniazd mają najwyższą cenę. Europejczycy z reguły nie potrafią docenić jej walorów smakowych, jednak być może cenią ją ze względu na to, że zapewnia długowieczność, podnosi odporność, zaostrza wzrok i pozytywnie wpływa na trawienie.
Nie jest to jedyna oryginalna potrawa, której można skosztować w Azji. Z Japonii przywędrowała do Europy moda na sushi i dzięki niej wiele osób zaakceptowało fakt, że ryby można jeść surowe. Ale czy ktoś chciałby ich skosztować, gdyby nadal żyły? Niekoniecznie! Natomiast w innym azjatyckim państwie – Korei – żywe owoce morza uchodzą za przysmak. Sannakji to młode ośmiornice, które żywe tnie się na kawałki, doprawia octem i olejem sezamowym i podaje. Z reguły osoba, która ma tę potrawę spożywać, otrzymuje talerz z jeszcze ruszającymi się kawałkami macek. Ważne jest, by przełykać je szybko i by nie miały one możliwości przykleić się do przełyku.
Przysmakiem w Kambodży są natomiast smażone w całości, na głębokim oleju, z odrobiną czosnku i soli, tarantule. Bieda w kraju zmusiła niegdyś mieszkańców do wypróbowania takiego „dania” a obecnie jest ono bardzo lubiane przez mieszkańców. Poza tarantulami, które podobno przypominają w smaku kurczaka, mieszkańcy Kambodży smażą też świerszcze i karaluchy. Przekąski te, za niewielkie pieniądze, można kupić wszędzie.
W przypadku „egzotycznych” potraw często liczy się też to, by były one przyrządzane przez doświadczonych kucharzy, lub by zachowano tradycyjny sposób przygotowania dania. Tak jest chociażby w przypadku fugu, ryby uchodzącej za japoński przysmak. W swych wnętrznościach zawiera ona śmiertelną dla człowieka substancję, dlatego też spożywanie jej najbardziej toksycznych organów – wątroby i jajników, jest całkowicie zakazane. Rybę tę mogą przygotować wyłącznie doświadczeni szefowie kuchni, którzy wiedzą co zrobić, by została w niej wyłącznie minimalna ilość trucizny wywołująca jedynie uczucie kłucia i drętwienia języka. To powoduje, że danie to nie jest tanie – a im droższe tym większa pewność, że przygotowane zostało przez dobrego kucharza. Japończycy mają jeszcze jeden przysmak, który nieodpowiednio przygotowany może zaszkodzić człowiekowi – meduzy z Echizen, czyli największe ze wszystkich gatunków meduz, których waga dochodzi do 200 kg! Kucharz przygotowujący danie z meduzy musi wiedzieć w jaki sposób ją oczyścić – trudność polega na oddzieleniu części toksycznych od jadalnych.
W Europie daniem, którego przyrządzenie może mieć tragiczne skutki jest Hakarl – przysmak islandzki przygotowywany z rekina grenlandzkiego. Świeże mięso rekina posiada właściwości toksyczne i nie wolno go jeść, dlatego jest poddawane procesowi fermentacji – rekin zaraz po złapaniu zakopywany jest pod ziemią i tam leży od 2 do 6 miesięcy, po tym czasie jest wykopywany, krojony i podawany do spożycia.
- Wiedzę o potrawach innych krajów można – z jednej strony – traktować jak ciekawostki, z drugiej – Polacy coraz częściej wyjeżdżają daleko i zależy im, by maksymalnie doświadczyć danego kraju, w tym jego kuchni. Może warto by wiedzieli co mają na talerzu? – zastanawia się Magdalena Fijołek z eSKY.pl – Jestem przekonana, że nigdy bym nie skosztowała specjału ze szkockiej kuchni narodowej – haggisu, gdybym wiedziała z czego został zrobiony.
Oj nie, to jest straszne ;(
OdpowiedzUsuń